Wczoraj wydawało się to jakimś niewiarygodnym fałszerstwem archeologicznym. Ponieważ jednak Dziennik popuścił dzisiaj farby i napisał trochę więcej, a jeszcze więcej napisali na stronie internetowej CNN, można spokojnie powiedzieć, że wygląda to na kiepsko przygotowany pic na wodę.
Jakież to bowiem mają być dowody na to, że rzeczywiście znaleziono grobowiec Chrystusa? Ano takie:
- Badania DNA wykazać miały, że większość posiadaczy owych doczesnych szczątków była ze sobą spokrewniona. Spokrewnione osoby w rodzinnym grobowcu - sprawa niebywale dziwna i podejrzana, prawda? ;-)
- Osoby nosiły pospolite w owych czasach imiona: Miriam (Maria), Jeszua (Jezus = Jozue), Jofa (Józef), Matia (Mateusz). Zważywszy na to, że Jeszua bar Jofa (Jezus czyli Jozue syn Józefa) to nic specjalnego (takich Jezusów żyło w I wieku całkiem sporo i zapewne, gdyby dobrze poszukać, to znalazłoby się jeszcze kilka grobów) - jest to żaden dowód.
- Dziś się okazało, że w ogóle to nie wiadomo, czy imię Jeszua dobrze odczytano, bo być może na sarkofagu napisane jest Hanun (tak twierdzi Stephen Phann - biblista z Uniwersytetu Ziemi Świętej w Jerozolimie).
- Jedna z osób pochowanych w grobowcu nie była spokrewniona z pozostałymi, co ma być dowodem na to, że była żoną Chrystusa.
Powinni oni jednak być świadomi pewnego niebezpieczeństwa. Na Forum Frondy jeden z użytkowników napisał dziś mądre słowa, że o ile Pan Jezus prawdopodobnie machnie ręką na podrobienie swojego szkieletu, to na pewno nie pozostawi bez kary podobnego bluźnierstwa przeciw Jego Matce, o której wiemy, że została wzięta do nieba z ciałem i duszą...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz