Powód jest prosty i oczywisty. Zjedzenie własnego kota byłoby nonsensem ekomomicznym. Oto stosowne wyliczenia:
Kotkę szProtkę mamy od 16 miesięcy. Waży obecnie koło 4 kg (szacunkowo, bo na wadze posadzić się nie dała) razem z futrem, kośćmi i podrobami. Czystej kociny będzie więc z niej co najwyżej 3 kg. Wyhodowanie zaś takiej ilości kociego mięsa kosztowało nas:
- 20 zł - darnowizna dla schroniska dla zwierząt.
- 50 zł - wizyta u weta i lekarstwa, gdy okazało się, że kotek nie chce jeść
- 50 zł - szczepienie
- 800 zł - kocie żarcie i żwirek (50 zł x 16 miesięcy)
- 150 zł - jazda taksówką na nocny dyżur (auto miałem wtedy w serwisie) i koszt weterynarza, gdy kotu zachciało się o północy z okna wypaść
- 150 zł - sterylizacja
Razem 1220 zł. Gdy podzielimy to przez 3 kg kociego mięsa, okazuje się, że koszt wytworzenia jednego kilograma wynosi około 406 złotych. Toż kocina kosztuje cztery razy więcej od szynki parmeńskiej!
Dodam jeszcze, że ten koszt jest i tak zaniżony, ponieważ do uzyskanej kwoty powinienem doliczyć wartość stłuczonych kubeczków i dzbanków oraz zdrapanej tapety w przedpokoju.
Dlatego szProtka może spać spokojnie. Nie zjem jej. Nie stać mnie na to.
1 komentarz:
A nie zastanawiałeś sie nad tym zeby kotka nie zalatwiala sie w zwiruku tylko w trocinach ktore mozna dostac zadarmo u stolarza? :) moj kot tak robi od .. 4 lat i jest zadowolony co mnie kosztuje jakies 3000 zl mniej? :P
Prześlij komentarz