23 lipca 2006

czy ktoś to dzisiaj traktuje poważnie?

Dawniej taką przysięgę podpisywał każdy kandydat do święceń kapłańskich.

Dzisiaj - wydaje się, że prawie nikt by się pod tym nie podpisał....

ŚW. PIUS X
Przysięga antymodernistyczna
A.D. 1910


Ja... przyjmuję niezachwianie, tak w ogólności, jak w każdym szczególe, to wszystko, co określił, orzekł i oświadczył nieomylny Urząd Nauczycielski Kościoła...

Najpierw wyznaję, że Boga, początek i koniec wszechrzeczy, można poznać w sposób pewny, a zatem i dowieść Jego istnienia, naturalnym światłem rozumu w oparciu o świat stworzony, to jest z widzialnych dzieł stworzenia, jako przyczynę przez skutki.

Po drugie: zewnętrzne dowody Objawienia, to jest fakty Boże, przede wszystkim zaś cuda i proroctwa, przyjmuję i uznaję za całkiem pewne oznaki Boskiego pochodzenia religii chrześcijańskiej i uważam je za najzupełniej odpowiednie dla umysłowości wszystkich czasów i ludzi. nie wyłączając ludzi współczesnych.

Po trzecie: mocno też wierzę że Kościół, stróż i nauczyciel słowa objawionego, został wprost i bezpośrednio założony przez samego prawdziwego i historycznego Chrystusa, kiedy pośród nas przebywał, i że tenże Kościół zbudowany jest na Piotrze, głowie hierarchii apostolskiej, i na jego następcach po wszystkie czasy.

Po czwarte: szczerze przyjmuję naukę wiary przekazaną nam od Apostołów przez prawowiernych Ojców, w tym samym zawsze rozumieniu i pojęciu. Przeto całkowicie odrzucam jako herezję zmyśloną teorię ewolucji dogmatów, które z jednego znaczenia przechodziłyby w drugie, różne od tego, jakiego Kościół trzymał się poprzednio. Potępiam również wszelki błąd, który w miejsce Boskiego depozytu wiary, jaki Chrystus powierzył swej Oblubienicy do wiernego przechowywania, podstawia... twory świadomości ludzkiej, które zrodzone z biegiem czasu przez wysiłek ludzi - nadal w nieokreślonym postępie mają się doskonalić.

Po piąte: z wszelką pewnością utrzymuję i szczerze wyznaję, że wiara nie jest ślepym uczuciem religijnym, wyłaniającym się, z głębin podświadomości pod wpływem serca i pod działaniem dobrze usposobionej woli, lecz prawdziwym rozumowym uznaniem prawdy przyjętej z zewnątrz ze słuchania, mocą którego wszystko to, co powiedział, zaświadczył i objawił Bóg osobowy, Stwórca i Pan nasz, uznajemy za prawdę dla powagi Boga najbardziej prawdomównego.

Poddaję się też z należytym uszanowaniem i całym sercem wyrokom potępienia, orzeczeniom i wszystkim przepisom zawartym w encyklice ,,Lamentabili", zwłaszcza co się tyczy tzw. historii dogmatów.

Również odrzucam błąd tych, którzy twierdzą, że wiara podana przez Kościół katolicki może się sprzeciwiać historii i że katolickich dogmatów, tak jak je obecnie rozumiemy, nie można pogodzić z dokładniejszą znajomością początków religii chrześcijańskiej.

Potępiam również i odrzucam zdanie tych, którzy mówią, że wykształcony chrześcijanin występuje w podwójnej roli: jednej człowieka wierzącego, a drugiej historyka, jak gdyby wolno było historykowi trzymać się tego, co się sprzeciwia przekonaniom wierzącego, albo stawiać przesłanki, z których wynikałoby, że dogmaty są albo błędne; albo wątpliwe - byleby tylko wprost im się nie przeczyło.

Potępiam również ten sposób rozumienia i wykładu Pisma św., który pomijając Tradycję Kościoła, analogię wiary i normy podane przez Stolicę Apostolską, przyjmuje wymysły racjonalistów w sposób zarówno niedozwolony, jak i lekkomyślny, a krytykę tekstu uznaje za jedyną i najwyższą regułę.

Odrzucam również zdanie tych, którzy twierdzą, że ten, co wykłada historię teologii lub o tym przedmiocie pisze, powinien najpierw odłożyć na bok wszelkie uprzednie opinie, tak co do nadprzyrodzonego początku katolickiej Tradycji jak co do obiecanej przez Boga pomocy w dziele wiecznego przechowywania wszelkiej objawionej prawdy; nadto że pisma poszczególnych Ojców należy wykładać według samych tylko zasad naukowych z pominięciem wszelkiej powagi nadprzyrodzonej i z taką swobodą sądu, z jaką zwykło się badać jakiekolwiek dokumenty świeckie.

W końcu wreszcie ogólnie oświadczam. że jestem najzupełniej przeciwny błędowi modernistów twierdzących, że w świętej Tradycji nie ma nic Bożego, albo - co daleko gorsze - pojmujących pierwiastek Boży w znaczeniu panteistycznym, tak iż nic nie pozostaje z Tradycji katolickiej poza tym suchym i prostym faktem, podległym na równi z innymi dociekaniom historycznym, że byli ludzie, którzy szkołę założoną przez Chrystusa i Jego Apostołów rozwijali w następnych wiekach swą gorliwą działalnością, zręcznością i zdolnościami.

Przeto usilnie się trzymam i do ostatniego tchu trzymać się będę wiary Ojców w niezawodny charyzmat prawdy, który jest, był i zawsze pozostanie w "sukcesji biskupstwa od Apostołów" [Św. Ireneusz, Adv. haer. IV, 26 - PG 7,1053 C]; a to nie w tym celu, by trzymać się tego, co może się wydawać lepsze i bardziej odpowiednie dla stopy kultury danego wieku, lecz aby nigdy inaczej nie rozumieć absolutnej i niezmiennej prawdy głoszonej od początku przez Apostołów.

Ślubuję, iż to wszystko wiernie, nieskażenie i szczerze zachowam i nienaruszenie tego przestrzegać będę i że nigdy od tego nie odstąpię, czy to w nauczaniu. czy w jakikolwiek inny sposób mową lub pismem. Tak ślubuję, tak przysięgam, tak niech mi dopomoże Bóg i ta święta Boża Ewangelia.

ŹRÓDŁO:
"Breviarium fidei" - Księgarnia św. Wojciecha, Poznań 1988, wydanie II.

Czy gardzimy Tradycją Apostolską?

Tak sobie czytam stare dokumenty kościelne, i naszło mnie pewne pytanie. Ale najpierw text z Tridentinum:

Cytat:

Sobór Trydencki, sesja XIII
Dekret o Najświętszym Sakramencie
A.D. 1551

Rozdział VIII. Sposób korzystania z tego przedziwnego Sakramentu. - Co zaś dotyczy korzystania z tego świętego Sakramentu, Ojcowie nasi słusznie i mądrze rozróżnili trzy sposoby jego przyjmowania. Nauczali bowiem, że niektórzy, jak grzesznicy, przyjmują go tylko sakramentalne; inni tylko duchowo, mianowicie ci, którzy przez pragnienie "żywą wiarą, która działa przez miłość" [Gal 5, 6] - pożywając ten przedłożony sobie niebieski chleb, odczuwają jego owoc i pożytek. Inni jeszcze przyjmują i sakramentalnie, i duchowo, a są to ci, którzy tak się poprzednio badają i przysposabiają, że do tego Bożego Stołu przystępują "odziani szatą godową" [Mt 22, 11 nn]. W sakramentalnym zaś pożywaniu zawsze był ten zwyczaj w Kościele Bożym, że świeccy otrzymywali komunię od kapłanów, a kapłani, odprawiając Mszę św., sami sobie jej udzielali, który to zwyczaj pochodzący z Tradycji Apostolskiej jak najsłuszniej powinien być zachowany.


1. Z rozmów prywatnych, które sobie tu i ówdzie prowadzę, mogę stwierdzić, że wielu Kowalskim wydaje się, że świeccy szafarze Komunii Świętej są powrotem do starożytnego chrześcijaństwa. Tymczasem z Tridentinum wynika, że jest to absolutna nowość.

2. Zwyczaj komunikowania przez kapłanów pochodzi z Tradycji Apostolskiej. Dlaczego gardzimy starożytnymi zwyczajami? Nie oszukujmy się, w większości polskich parafii świeccy szafarze Komunii św. potrzebni są dwa razy do roku, natomiast komunikują prawie co niedziela, naruszając przepisy z watykańskiej instrukcji Redemptionis Sacramentum.

02 lipca 2006

Między mitem a historią

Wiele razy w życiu zetknąłem się z osobami uważającymi się za katolików, a jednocześnie wygłaszających takie stwierdzenia jak: „tak naprawdę to nie wiadomo, co z człowiekiem dzieje się po śmierci”, „kto to wie, która religia jest prawdziwa?”, „każdy człowiek ma swoją własną prawdę”, albo „wierzymy, że Chrystus zmartwychwstał, ale jak było naprawdę nikt nie wie”. Niektórzy to ostatnie zdanie wyrażają językiem teologicznym, mówiąc że „zmartwychwstanie należy rozpatrywać wyłącznie w kategoriach wiary i nie należy traktować go jak wydarzenia historycznego” - co de facto znaczy dokładnie to samo.

Skąd takie niedowiarstwo, coraz bardziej powszechne również wśród niektórych „postępowych” teologów? Wszak historyczne istnienie Pana Jezusa nie budzi już wątpliwości wśród historyków. Dlaczego więc tylu ludzi nie wierzy w to, że historycznie istniejący Jezus Chrystus skazany na śmierć przez historyczne żydowskie władze religijne, ubiczowany i ukrzyżowany przez rzymskich żołnierzy na rozkaz historycznego namiestnika Judei, Poncjusza Piłata, pogrzebany w piątek wieczorem w grobowcu należącym do Józefa z Arymatei, w niedzielę rano wstał z tego grobu żywy, o własnych siłach?

Wszak fakt zmartwychwstania jest opisany w poważnych źródłach historycznych, którymi są Ewangelie. Z relacji ewangelicznych wynika, że zmartwychwstały Chrystus ukazał się na własne oczy w sumie kilkuset osobom, rozmawiał z nimi, jadł, pił, pokazywał swoje rany, a na koniec na oczach kilkunastu świadków uniósł się do nieba. A przecież wiele wydarzeń z historii powszechnej jest udokumentowanych w tekstach źródłowych w znacznie bardziej skąpy sposób, a mimo to nikt ich nie podważa. Co więcej, dla pierwszych chrześcijan zmartwychwstanie Chrystusa było taką oczywistością, że bez wahania oddawali życie za tę prawdę.

Dlaczego więc dzisiaj tylu ludzi odrzuca fakt zmartwychwstania? Oprócz ulegania oświeceniowemu przesądowi, że cudów nie ma, wchodzi tutaj w grę dodatkowy czynnik. Otóż jeśli Chrystus naprawdę zmartwychwstał, znaczy to, że wszystko to, co mówił było prawdą: że Bóg istnieje, że Chrystus jest drugą Osobą Trójcy Świętej, wcielonym Bogiem, który umarł by odkupić nasze grzechy, że przyjdzie na końcu czasów by sądzić żywych i umarłych, a tu na ziemi założył swój Kościół Katolicki zbudowany na wierze świętego Piotra i jego następców.

Uznanie zaś takich faktów może być dla wielu osób niewygodne, bowiem wiąże się z koniecznością nawrócenia, czyli drastycznej zmiany swego życia i podporządkowania go prawu Bożemu. Dla wielu osób łatwiej jest więc powątpiewać w podstawowy dla wiary fakt zmartwychwstania, czy też „rozwadniać” go sprowadzając go do pięknego mitu czy symbolu. Formalnie są katolikami, ale nie upierają się przy tym, że ich wiara jest prawdziwa i daje życie wieczne – woląc spokojne życie niezaangażowanego „katolika wielkosobotniego” (który w kościele pojawia się głównie przy okazji święcenia jajek, ewentualnie ślubów, chrztów czy pogrzebów). Pamiętajmy jednak, że takie podejście łączy się z ryzykiem usłyszenia od Chrystusa słów z trzeciego rozdziału Apokalipsy św. Jana: „Bodajbyś był zimny albo gorący: ale iżeś letni, a ani zimny, ani gorący, pocznę cię wyrzucać z ust moich”.

Felieton drukowany w dolnośląskiej edycji "Niedzieli"

Nowoczesnym katolikom nie przeszkadzają profanacje Najświętszego Sakramentu

Na jednym z forów dyskusyjnych przypomniałem jeden z ubocznych skutków wprowadzenia Komunii św. na rękę. Wspomiałem jak to na Forum Frondy ktoś pisał parę tygodni temu, jak to we wiedeńskiej katedrze św. Stefana znalazł Hostię w doniczce na kwiaty, a gdy obszedł całą świątynię, to znalazł jeszcze trzy upchnięte pod ławkami.

Jak do faktu takiej profanacji odnoszą się nowocześni katolicy? Cytuję bez komentarza jedną z odpowiedzi z owego nieszczęsnego forum:

Heh, nie wiem skad sie to wzielo ale dla mnie upychanie Komunii w doniczkach nie jest wielkim problemem. Watpie, zeby Boga dalo sie w ten sposob obrazic, watpie zeby dalo sie Go obrazic w jakikolwiek sposob. Takie dzialanie, jak z doniczkami, traktuje wylacznie jako grzech przeciwko sobie samemu i przeciwko innym ludziom.